25 listopada, 2014

ROZDZIAŁ 4

W końcu nastał ten dzień.
  Ubrałam na siebie czarne spodnie, które na prawym kolanie miały dziurę, czarny top, jeansowa kamizelkę z krótkim rękawem i czarna bandamkę na głowę. Czyli taki styl jaki kochałam – rockowy.
Pogodna nie była zła, ale widać było, że się pogorszy. 
Zabrałam ze sobą książkę, komórkę i pieniądze.
Nic więcej nie było mi potrzebne.
  Kiedy dotarłam na miejsce były już tam chyba 
wszystkie nastolatki, także byłam 50.
Piszczały, skakały, płakały ze szczęścia, tańczyły i śpiewały do piosenek puszczonych na telefonie.
  Było to bardzo dziwne miejsce, nigdy bym do niego nie dotarła. Znajdowało się na poboczu , zagrodzone innymi budynkami, ale miało to w sobie jakąś magie . Na samym środku dziedzica  były drzewa  które otaczały 3 ławki. Obok znajdował się 
ogród z pięknym tunelem białych kwiatków, obok widniała tabliczka ,, Dla zakochańców „ Uśmiechnęłam się , gdy to zobaczyłam.
   Była 11.00. przyszli do nas dwaj mężczyźni w czarnych ciuchach i 
powiedzieli, że mamy skręcić na lewo. Wszystkie dziewczyny i jeden chłopak rzuciły się na te drzwi, ale oni byli na to przygotowani,  ja szłam powolnym krokiem. Nie śpieszyło mi się . Wręcz bałam się tam wejść, a co jeśli faktycznie mnie rozpozna ? Wiedziałam, że to mało realne, ale strach pozostał.
  Weszłam do środka. Sala byłą kameralna, tak na 80 osób. W sumie mogło tyle być. 
Directionerki stały już z książkami i telefonami gotowymi do akcji w kolejce. Ja stałam na szarym końcu. Szło to w miarę szybko, każda dziewczyna która ma podpisaną książkę i zrobione zdjęcie siadała na krzesłach. O dziwo pierwsze dziewczyny dostały miejsce z tyłu sali. Nie cieszyło mnie to. Będę musiała być w pierwszym rzędzie. Po jakiś 30 minutach spotkałam się oko w oko z NIMI. Pierwszy był Zayn, był cichy i spokojny, pytał czy chcę zdjęcie odpowiedziałam, że nie, zdziwił się, ale tylko uśmiechnął się z wdzięcznością. Obok niego siedział Liam, miał na sobie podobną do mnie kamizelkę, uśmiechnął się i powiedział
-Fajna kamizelka
-Dzięki
  Nie byłam skrępowana, 
nie peszyłam się , nie piszczałam. Nie robili na mnie dużego wrażenia, to było tylko 5 zwykłych chłopaków , w sumie to już mężczyzn, którzy mają szczęście, są bogaci i mogą spełniać swoje marzenia.
Zdziwił się moją reakcją ,ale szybko podpisał książkę , która podał 
Niallowi.  Przez cały czas śmiał się, co mnie bardzo ucieszyło ponieważ jego uśmiech był zaraźliwy i chcą czy nie chcąc odwzajemniłam jego uśmiech.
-Wspólna fotka?
-Nie dziękuję
- A 
to jesteś pierwsza ! – i zaczął się śmiać
- Ktoś kiedyś musi – podziękowałam mu i poszłam do drugiego stolika gdzie był Louis z NIM
Na 
szczęcie jeszcze mnie nie zauważył. Podeszłam do Louisa , który według mnie miał najwięcej w sobie tego czegoś, może dlatego ,że był najstarszy nie wiem . Nie uśmiechał się tak szczerze jak Niall, widać było, że był zmęczony
-Dziękuje – powiedziałam po podpisaniu książki
-Bez zdjęcia ? – zapytał się zdziwiony
- W sumie.. poproszę
   Po zrobieniu zdjęcia podeszłam do NIEGO. Akurat pochylałam się nad 
książką małej dziewczynki dla której pewnie ten dzień był spełnieniem wszelkich marzeń.
-Bardzo, Panu dziękuje
-Ależ proszę – 
posłał do niej bezinteresowny uśmiech
Widać było, że to kochał . Kochał dawać 
szczęście innym
Moje serce zaczęło szybciej bić. Pozna 
mnie czy nie ? Błagam niech mnie nie pozna.
W tym momencie podniósł głowę do góry i 
otworzył buzię
-Co Ty tu robisz ? – powiedział szeptem , tak 
przestraszony, ale zarazem tak bardzo zdziwiony, że inni usłyszeli pewnie tylko jakieś wypociny z jego ust.
Poznał mnie. Cholera.
Nie 
potrafiłam wydusić ani słowa. Patrzał na mnie zdziwiony, ale natychmiast na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-Dla 
Viktoriiturystki z Polski
- Stop , stop . Dla Natalii, siostry 
Viktorii
Natalii ?
-Tak mojej siostry, to ona Was kocha, nie ja.
Spojrzał na mnie, ta jego perfekcyjna zieleń 
przygniotła mnie do podłogi.
-To się okaże – 
powiedział najcichszym szeptem jaki tylko mogłam usłyszeć
-Co się okaże – w 
ogóle nie rozumiałam jego słów
-Dla Natalii, okey nie ma 
sprawy
Odwrócił głowę nad książkę i pozostawił mnie z pytaniem na które , jak 
przypuszczałam już nigdy nie usłyszę odpowiedzi.
Widziałam jak jego palce wypisują autograf, zdawałam sobie sprawę, że to ostatnia możliwość by go zapytać o to co dręczyło mnie od samego początku.
-Zagracie 
Irresistable ?
Popatrzył na mnie  bardziej zdziwiony niż na samym początku
-Nigdy tego nie gramy
-Może raz zagracie, co Wam szkodzi ?
-To raczej nie jest możliwe – spojrzał na 
mnie zdziwiony
-Macie jakiś konkretny powód ? Nie znacie tekstu ? Nie umiecie już tego grać ? Nie przyznajecie się do tego ?
-yyy , ale nie ..co ? – patrzył na mnie jakby widział ducha,  jego oczy były wytrzeszczone w moją stronę, nie wiedział co ma powiedzieć.
-hmm – podniosłam brew do góry  i patrzyłam się prosto w jego zielone oczy, czekając na konkretną odpowiedź. Taka byłam nie ugięta .Zawsze musiałam wiedzieć wszystko do końca.
On to wyczuł.
-To po prostu nie możliwe Viki- w dalszym ciągu patrzył na mnie jak  na niezrozumiały, abstrakcyjny obrazek.
-Szkoda – odeszłam 
trzymając książkę – było mi bardzo smutno liczyłam na to, że powie,, Zobaczymy co da się zrobić”.
Czułam jego wzrok na moich plecach.
  Teraz na pewno ma mnie za kretynkę. Nie dość ,że bierze ludzi za tajnych agentów, nie poznaje światowej gwiazdy i czepia się ,że nie grają mało znanej piosenki. Usiadałam do pierwszego rzędu spojrzałam na niego. Ale jego już, nie było.

/Cześć miśki. Mam nadzieję,że się podoba :) Piszcie komentarze.

4 komentarze: