UWAGA: Rozdział jest wulgarny i troszkę brutalny ( tak tylko mówię)
KONIEC 1 CZĘŚCI -> 32,33, EPILOG
*Z perspektywy Louisa*
- Kim pan dla niej jest!
- Czy ona żyje?!
- Kim pan dla niej jest!
- Zapłacę za całe leczenie, ale niech ona żyje!
- Weźcie go! Dajcie mu tabletki uspakajające!
- Puśćcie mnie! Muszę ją zobaczyć!
- Jak się pan nazywa?
- Viktoria Majewska.
- On zwariował, nawet nie wie jak się nazywa!
- Kurwa mać! Wszyscy mnie znają w tym głupim Londynie.
- Uspokójcie go!
- Louis Tomlinson! Co z nią jest!?
Wrzask, tabletki, 5 godzin czekania. I dalej nic. W końcu po 10 godzinach wynegocjowałem,
że może się czegoś dowiem.
Myśleli, że się uspokoiłem, a ja cały czas byłem w szoku. Tamten obraz nigdy nie zniknie z
mojej głowy. Krew na moich rekach będę czuł do końca życia. I ją w pół żywą, w połowie całą.
Piłem kawę za kawę. Po 11 godzinach zadzwonił do mnie Igor. Choć nie odbierałem przez pięć
połączeń za szóstym się złamałem.
- Gdzie jesteś? Mieliśmy się spotkać po mojej szkole.
- W szpitalu.
- Co ci jest?!
- Przyjedź na Hospital Street 11, jedź wolno. Nic mi nie jest.
- Ale..
- Spokojnie Filip. Błagam.
Nie mogłem mu tego powiedzieć przez telefon. Jeszcze jemu by coś się stało, a tego byłoby za
dużo.
Pamiętam jak biegłem tyle ile Bóg dał mi w tlenu w płuca. To wyglądało okropnie i niestety
takie było. Kierowca tego tira na szczęście wyszedł bez szwanku, ale Viktoria…
- Jestem- mówił przestraszony Filip- Co jest!?
- Viktoria ma operacje.
- Co! Dlaczego! Co jej zrobiłeś!?
Ja? Ja podszedłem i trzymałem jej pół-zmarłe ciało na kolanach, modląc się by przeżyła.
- Co jej zrobiłeś!
Ja? Ja każdą cząstką chciałem dopaść Harr’ego i go zabić.
- Co jej kurwa zrobiłeś!
Ja? Ja? Ja poszedłem tylko zapłacić. Ja ją zostawiłem.
- To nie ja Filip.
Zadzwonił po Kubę i Luizę i tak po 12 godzinach w czwórkę czekaliśmy na lekarza, który miał
nam powiedzieć co z Viki.
Po 14 godzinach zaczęli dzwonić chłopcy, gdzie jestem z Harry’m. Zakończyłem rozmowę. Przez
następne cztery godziny mojego już dojścia do granic możliwości wydzwaniali moi menagerowie i
wtedy Kuba powiedział.
- Ja nie mam pieniędzy, by opłacić jej szpital.
Odpowiedziałem.
- Ja pokryje wszystkie koszty- i dodałem.- I załatwię Harr’ego.
Choć każdy z nas inaczej przeżywał czekanie to wszyscy byliśmy zgodni. Harry dostanie za swoje.
Zero litości. Zero zrozumienia.
Po 20 godzinach czekania zjawili się Niall z Dianą oraz Liam. Zayn z Perrie byli na romantycznym
weekendzie, także nie mogli przyjść i przeżywać niewyobrażalnych męk.
Diana z Luizą płakały. Kuba oraz Filip chodzili nerwowi. Niall udawał silnego, ale widziałem jak
łamie się z każdą minutą. Ja czekałem. Mój pierwszy szok minął. Moje emocje kumulowały się
w środku. Mimo wszystko, każdy z nas odchodził od zmysłów, a lekarza nadal nie było widać.
W końcu minęła 22 godzina czekania. Wyglądaliśmy strasznie. Śmierdzieliśmy, byliśmy głodni i
śpiący, ale nikt z nas nie potrafił zamknąć oczu. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Myślałem, że powoli
zapominam słów, aż nagle wyszedł lekarz z sali operacyjnej i u każdego odżyły emocje. Wszyscy
rzuciliśmy się na niego, a on ze stoickim spokojem zapytał:
- Kto jest z rodziny?
Myślałem, że eksploduję.
- Kurwa, czekam tu od jebanych 22 godzin! Nie obchodzi mnie czy jestem z rodziny i tak masz nam powiedzieć co z nią!
Lekarz obrócił się do Kuby.
- Mąż?
- Nie, brat- odpowiedział.
- Mogę?
- No, kurwa pewnie, że możesz – odkrzyknąłem.
Lekarz spojrzał na mnie, a potem na potakującego Kubę.
- Jest w bardzo ciężkim stanie. Usunęliśmy jej śledzionę, ale jej narządy wewnętrzne są w bardzo
kiepskim stanie. Szczerze? Cud, że w ogóle przeżyła. Te dwie doby zdecydują o wszystkim.Jeżeli
trzy razy jej serce stanie, przygotujcie się na najgorsze.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego przerażeni.
- Idźcie spać. Naprawdę wyglądacie okropnie. Ona i tak jest w śpiączce farmakologicznej.
- Śpiączce! – krzyknęła totalnie załamana Luiza.
- Tak, podczas operacji musieliśmy ją uśpić, to normalna procedura.
- Ale ją wybudzicie?! –zapytała Diana
- Tak, po 48 godzinach jak wszystko będzie dobrze. To naprawdę cud.
To cud? To naprawdę cud?
Pobiegłem do roztrzaskanego auta, był w częściach. Ciało Viktorii wypadło przez przednią szybę,
kilka metrów dalej. Auto było praktycznie pod kołami tira. Żaden obraz nie jest w stanie tego
opisać, także kiedy policja kazała mi opisać całe zdarzenie zapytałem ich czy oni potrafią opisać
najgorszą rzecz jaką przeżyli. Skończyło się na tym, że po 24 godzinach sprawa była prawie
zamknięta. Kierowca nie złożył skargi, a wina i tak leżała po stronie Viki. Ale teraz nikt o tym nie
myślał.
Postanowiliśmy się podzielić partiami po dwie osoby na pięć godzin. Pierwszą rundę wziąłem ja
z Kubą. Za nic w świecie nie poszedł bym teraz spać.
Około 28 godziny pojawił się ON. W czystych ciuchach, ale mokry. W tym momencie wszystkie emocje, które kumulowały we mnie od ponad doby wybuchły. Rzuciłem się na niego i jak w zegarku, w każdej sekundzie dostawał w inną cześć twarzy. Oczy miałem zamknięte, więc słyszałem
tylko odgłosy bólu i błagania o litość. Poczułem szarpnięcie. Odciągnęli mnie, lecz nie czułem
bólu.
- Ty sukinsynie! Zapłacisz za to cwelu! Nigdy ci tego nie wybaczę!
- Wszystko dobrze? – podbiegła do niego pielęgniarka.
- Aż za dobrze! Sukinsyn powinien być na miejscu mojej siostry- wrzeszczał Kuba.
- Zaraz panów wyproszę! Wezwać policję? – zapytał ochroniarz, jeden z trzech jacy mnie trzymali.
- Nie . Wszystko dobrze.
- Pan krwawi. Zapraszam do mnie, opatrzę pana.
- Nie trzeba. Możecie go wypuścić.
- Na pewno? –zapytał inny ochroniarza.
- Tak.
Puścili mnie, a ja ponownie rzuciłam się na Stylesa. Jego twarz za mało krwawiła. Kopałem go w
rękę, rzuciłem na ziemie i przyłożyłem mu pięścią w nos, aż usłyszałem łamanie się kości.
Ochroniarze rzucili się na mnie, wrzeszcząc, a pielęgniarka krzyczała, że złamałem mu nos i
rękę. Ciągle za mało.
Dokładnie sekundę później pojawiła się czerwona lampka nad salą Viktorii. Jej serce stanęło.
Wszyscy rzuciliśmy się do szyby i oglądaliśmy jej reanimacje. Sekundy mijały jak godziny, a minuty
jak lata. Pi-pi-pi odzyskaliśmy ją.
Kiedy przyjechała karetka odebrali mi ją z moich ramion. Pierwszy raz w życiu spanikowałem,
choć nie miałem ku temu podstaw. Klęczałem obok rozbitego szkła, a krew oblewała moje
ubranie oraz ciało. Lekarz krzyknął ,, Tylko dzięki panu ona żyje”, ale ja nie wiedziałem co to
znaczy życie, kiedy nie byłem pewny czy jeszcze ją zobaczę.
- Musi pan wyjść ze szpitala, pojedzie pan na policje
- Czemu!- krzyknąłem
- Naruszył pan własność osobistą, złamał mu pan nos i rękę.
- Nigdzie nie idę, kurwa! To on powinien iść.
- Nie składajcie skargi, ja jej nie poręcze.
- Ale on...
- Nie.
- I tak już pan być tu nie może
- Co za skurwiele – odpowiedziałem
- Będę cie informował – powiedział Kubę
- Nie ruszę się stąd. Będę na zewnątrz.
- Musisz iść spać, za chwilę i tak zmiana warty.
- Ja mogę przy niej być – cicho zaproponował Harry
- Po moim trupie sukinsynie-znów zacząłem się rwać.
Ochroniarze ciągnęli mnie po szpitalnym korytarzu.
- Nie pozwól na to Kuba, ten frajer nie może być przy Viki, nie może!
- Powinienem tu być. Jak się wybudzi musi wiedzieć, że to nie było tak.
- A jak sukinsynie! Nigdy nie widziałem nikogo w gorszym stanie. Patrz do czego doprowadziłeś!
- To nie tak!
- Zamknij się Harry. Wątpię, że jak się obudzi będzie chciała widzieć ciebie.
Paliłem fajkę za fajką. Nim się ocknąłem już trzeci raz byłem w przydrożnym sklepie po
następną paczkę.
- Pańska żona rodzi?
- Słucham?
- Najczęściej tak faceci właśnie wyglądają.
- Nie. Moja przyjaciółka jest w ciężkim stanie.
- Może pan pójdzie spać.
Sen? Co to jest sen. Właśnie przyjechał Niall i Filip i mieli pilnować Viki, czekać na jakieś wieści.
Harry ciągle tam był.
Po 30 godzinie przyszły dziewczyny. Było to około piątej nad ranem. Przywitałem się z nimi i
położyłem się na ławce. Obudziły mnie krzyki i szarpania Liam’a.
- Co jest?!
- Właśnie przyszedłem na moją zmianę, Viki drugi raz musiała zostać reanimowana.
A więc została tylko jedna szansa. A ja nie mogłem nic zrobić. Kiedy płaciłem za paliwo i
usłyszałem pisk opon pierwsze co przyszło i do głowy to bandyta który nas napadnie. Dopiero, kiedy ochroniarz krzyknął,, ukradli pana auto!” zrozumiałem co się stało.
Po 39 godzinie czekania miałem serdecznie dość stania na dworze. Po prostu wszedłem do szpitala i czekałem na swoją kolej. Harry ciągle tam był. Nie patrzeliśmy na siebie, tym bardziej nie rozmawialiśmy. On wiedział, że wszystko zepsuł.
Zbliżała się 47 godzina. Godzina dzieliła nas od tak ważnej informacji. Wszyscy byliśmy razem
Kuba, Luiza, Filip, Niall z Dianą . Wpatrzeni w jej salę odliczaliśmy każdą minutę.
I stało się. Jej serce przestało bić. Wokół nas biegali lekarze oraz pielęgniarki.
- Czy to koniec? – zapytałem.
Nikt mi nie odpowiedział. Może nikt nie znał odpowiedzi, może była zbyt oczywista.
Płacz, krzyk, modlitwa. Lekarz wyszedł. Oddech.
- Tak jak państwu mówiłem trzy razy i… - spojrzał na nas.- Zapadła w śpiączkę. Nie wiemy kiedy
się wybudzi.
Lekarz spojrzał po nas, a przechodząc obok Harr’ego dodał:
- O ile się obudzi.
C.D.N